Kiedy radna miejska – osoba obdarzona zaufaniem społecznym, reprezentantka partii głoszącej hasła „praworządności” i „europejskich wartości” – publicznie staje w obronie „lekarki”, która zakończyła życie dziecka poprzez wstrzyknięcie trucizny wprost do jego malutkiego serduszka, nie możemy już mówić o różnicy poglądów. To nie jest polityka. To moralna katastrofa.

Dziecko było w dziewiątym miesiącu ciąży. W pełni ukształtowane, zdolne do samodzielnego życia poza łonem matki. Nazwano je Felkiem – może z czułością, może z poczucia, że nawet to nienarodzone dziecko miało prawo do tożsamości. Ale nie miało prawa do życia. Jego serce zostało zatrzymane przez zastrzyk z chlorku potasu, podany wprost do klatki piersiowej, bez znieczulenia, bez litości.

To nie była „procedura medyczna” – to była egzekucja bez wyroku.

Lekarz, który wcześniej prowadził tę ciążę, namawiał matkę do jej donoszenia, oferował wsparcie i podkreślał, że dziecko ma ogromne szanse na przeżycie oraz życie poza organizmem matki. Wspominał również, że choć u dziecka stwierdzono wrodzoną łamliwość kości, był to typ lekki – bez deformacji – a z taką postacią tej choroby można normalnie żyć. Medycyna w tej dziedzinie także dynamicznie się rozwija. Warto zaznaczyć, że dzieci z tą przypadłością są sprawne intelektualnie, a dostępne jest leczenie celowane, które nie wymaga stosowania eksperymentalnych terapii.

Tymczasem widzowie TVN, w tym zapewne i pani radna, która tak gorliwie wsparła „lekarkę” z Oleśnicy, prawdopodobnie nigdy nie dowiedzieli się – i nie dowiedzą – że dziecko było zdolne do życia, a jego zabicie odbyło się w wyjątkowo brutalny, bolesny sposób. Telewizja, która powinna informować, przemilczała zarówno medyczne fakty, jak i dramatyczne szczegóły samego „zabiegu”. (Dla wielu jest to dziś jedyne źródło informacji i żyją w bańce informacyjnej)

Zastrzyk z chlorku potasu – substancji, której nie podaje się nawet skazańcom bez znieczulenia – został wykonany bez żadnego środka przeciwbólowego. Felek konał w potwornym bólu, jego ciałem wstrząsały konwulsje. Ruchy jego maleńkiego ciała były wyraźnie odczuwalne przez matkę. Śmierć przyszła w ciszy, w cieniu białego fartucha.

I właśnie taką „lekarkę” – osobę odpowiedzialną za ten dramat – postanowiła publicznie wesprzeć radna Platformy Obywatelskiej. Zrobiła to na swoim oficjalnym profilu na Facebooku, nie próbując nawet ukrywać, że popiera to, co się wydarzyło.

To nie jest już różnica zdań. To nie jest debata. To jest opowiedzenie się po stronie przemocy wobec najbardziej bezbronnych.

Nie sposób nie przywołać w tym kontekście przerażającej postaci z historii – Josefa Mengele, lekarza z Auschwitz, który także „decydował”, kto zasługuje na życie. Dziś jego imię wywołuje słuszny lęk. Ale czy naprawdę tak bardzo się od niego różni ktoś, kto świadomie, bez znieczulenia, odbiera życie dziecku w zaawansowanej ciąży, w imię „prawa do wyboru”?

Apelujemy do radnej: niech Pani spojrzy na tę sprawę nie jak polityk, ale jak człowiek. Jak kobieta. Jak matka. Publiczne wspieranie czynu, który zakończył życie dziecka w dziewiątym miesiącu ciąży, to przekroczenie granic, których żadna osoba sprawująca funkcję publiczną przekraczać nie powinna.

Felek nie miał głosu. My mamy. I nie możemy milczeć.

Witold

Opinie pacjentek nt. „lekarki” z Oleśnicy na przestrzeni ostatnich lat.

c3ff1adc c69e 47d2 84b6 12a950d1225a
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, skomentuj.x